15 marca, czyli Dzień Piekarzy i Cukierników, przypada na dzień wspomnienia św. Klemensa Marii Hofbauera – ich patrona. Z tej okazji wiele piekarni i cukierni urządza dni otwarte, pokazując klientom proces przyrządzania ciast oraz sposoby wypiekania. W wydarzeniach często uczestniczą uczniowie szkół gastronomicznych. To doskonała okazja, aby podziękować tym rzemieślnikom za codzienną dostawę świeżego chleba, który jest stałym elementem naszej codzienności i tradycji.
Chcemy dzisiaj przypomnieć okoliczne piekarnie, których zdjęcia zachowały się w naszych archiwach. Pierwsza to Piekarnia Antoniego Liszki w Chrzanowie, przy ul. mjra Franciszka Grzybowskiego (przed 1934 rokiem ulica nazywała się Nowa, i tak często mówi się o niej potocznie). Tak rodzinne piekarnie wspomina Witold Liszka, który udostępnił swój album:
„Piekarnia na Grzybowskiego (Nowej) powstała z początkiem lat 30. Była własnością mojego dziadka Antoniego. W czasie okupacji piekarnię zajęli Niemcy. Po wyzwoleniu dziadek ponownie przejął piekarnię, chyba aż do 1947 r., kiedy to został usunięty z własnego miejsca pracy przez decyzję rządu.
Piekarnie wraz z wyposażeniem zagarnęła Spółdzielnia. Dziadek przez kilka lat walczył o zwrot własnego mienia, za które musiał i tak płacić podatki, aż do roku 1955 r. W tym czasie jego synowie piekarze: Antoni, Emil i Tadeusz prowadzili działalność w innych miejscach. Antoni na Małym Rynku, a Tadeusz aż w Psarach. Po 1955 r. Tadeusz wrócił do pracy w domu na Nowej i prowadził piekarnię wraz z żoną Ludwiką do swojej śmierci w 1975 r. Następne 18 lat mama sama prowadziła i piekarnię i sklep. Wypiekano rożne rodzaje pieczywa, z tego co pamiętam, to były to chleby: mazowiecki, zakopiański, praski oraz chałki, bułki rożnej wielkości, obwarzanki, weki, drożdżówki (z serem, śliwkami, porzeczkami, jagodami). Pracownicy piekarni to, oczywiście, Antoni Liszka i jego synowie: Antoni, Emil, Tadeusz, a współpracowali z nimi m.in. panowie Albin, Zdzisław, Stanisław Ząbek, Janusz Pyzio, Antoni Wycisk, Kwiatkowski i jeszcze paru, których niestety już nie pamiętam, no i oczywiście my: mój brat Krzysztof i ja. W sklepie początkowo sprzedawała moja ciocia Maria, a potem mama. Do produkcji używane były zawsze produkty bez żadnych ulepszaczy. Sklep był czynny od 5:30, a około czwartej już ustawiali się ludzie w kolejce…”
Drugim punktem zachowanym na fotografiach jest Piekarnia „u Łukosia” w Balinie. Tak wspomina ją Jadwiga Dudek, z której zbioru pochodzą zdjęcia:
„Tą piekarnię pamiętam od zawsze, tj. od 1950 roku. Mieściła się w budynku prywatnym Państwa Łukosiów na ul. 22 stycznia w Balinie. Część frontowa budynku to był sklep spożywczy, a od tyłu wchodziło się do piekarni. W sąsiedztwie znajdowały się budynki mieszkalne, są tam do tej pory. Właścicielami byli Państwo Łukosiowie. Pamiętam babcię Łukośkę, ona tam rządziła, kierowała i sprzedawała. Potem dołączyli synowie: Stanisław i Henryk, następnie synowie Stanisława. Towar był sprzedawany bezpośrednio przez właścicieli i częściowo w sklepie spożywczym. Pieczony był głównie chleb i świąteczne chałki, czasem bułki i weki. Na specjalne zamówienia wypiekano placki drożdżowe na wesela, ale przygotowane przez weselną kucharkę. Placki pieczone w piecu chlebowym miały wyjątkowy smak i były nad wyraz udane. Pracownicy [na zdjęciach] to mieszkańcy Balina. Wcześniej praktykowali w piekarni GS (Gminnej Spółdzielni). Po wykazaniu się umiejętnościami mogli piec w piekarni „U Łukosia”. Innej piekarni w Balinie nie było. Zapach piekącego się chleba pamiętam do dziś. Z okolic przyjeżdżano po niego. Smaczny, nie wysychał i smakował!”
A Państwo gdzie kupowali pieczywo?